Jesień. Niedziela, godzina 17.52. Pełna energii spacerowałam po lesie pełnym spokoju. Ciepły wiatr wiał ze wschodu, słońce powoli zachodziło, było dość ciepło. Coś mówiło mi w środku żebym już wracała, ale zostałam jeszcze na kilka minut. Usłyszałam cichy, lecz wyraźny szelest uschłych liści leżących na gęstej, ciemnozielonej trawie. Pomyślałam: to tylko wiatr, albo jakieś zwierze. Znów. Tym razem głośniej, to nie brzmiało jak tupot łap... raczej jak kroki człowieka. Stanęłam za drzewem i z niepokojem dokładnie przysłuchiwałam się każdemu dźwiękowi. Już miałam biec w przeciwną stronę, gdy zza drzewa wyskoczył wysoki, zielonooki przystojny brunet. Ubrany był w granatową koszulę, ciemnoszare spodnie i pasujące do koszuli trampki. Chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta ręką. Po mojej głowie płynęła jedna myśl: Co w lesie o tej godzinie robi chłopak? W dodatku wyglądał na niepełnoletniego.
Puścił rękę i przedstawił się.
- Jestem Antonio. - Powiedział z uśmiechem.
Zapadła cisza.
- Kim jesteś, i co robisz w lesie o tej godzinie?! - Zapytałam po krótkim wahaniu.
- Już się przedstawiłem, a robię dokładnie to co ty. - Powiedział najwyraźniej rozbawiony moim pytaniem.
- Czyli błąkasz się zagubiony po lesie?
- Nie do końca... - W jego głosie wyczuwalne było zakłopotanie.
Nasze Historie ♥
poniedziałek, 27 października 2014
Niespodziewana wizyta
Była zimowa, sobotnia noc. Dochodziła dwudziesta trzecia, a ja nawet nie myślałam o śnie. Noc wydawała się być jedną z najspokojniejszych, przynajmniej na razie... W pewnym momencie ciszę która towarzyszyła mi od paru godzin, przerwało ciche, lecz wyraźne pukanie do drzwi. Powoli, ale pewnie zeszłam na dół. Dręczyło mnie tylko jedno pytanie, kto to może być? Gdy tylko podeszłam do drzwi, poczułam wciąż narastający niepokój. Kiedy nacisnęłam klamkę, trudno było mi uwierzyć w to co widzę. Była to mała przemoknięta dziewczynka. Włosy spięte miała w dwa kucyki, a sama ubrana była w cienką nienadającą się na tą pogodę kurtkę. Po chwili zastanowienia, w końcu zapytałam.
- Co tutaj robisz, i to o tej godzinie?
Dziewczynka milczała. Po paru sekundach powiedziała tylko jedno.
- Zostawili mnie... Powiedzieli, że sprawiałam im za dużo problemów.
- Ale kto?
- Moi rodzice.
Kiedy usłyszałam jej słowa, zamarłam. Przecież jak można zrobić taką krzywdę małemu dziecku? Właśnie wtedy dotarło do mnie, że na podwórku wieje bardzo silny wiatr...Nie mogłam przecież zostawić jej na takim zimnie.
- Wejdź do środka - Ciągle zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam.
- Dziękuje, nie trzeba...
- Ależ nalegam, nie możesz zostać na podwórku w taką pogodę, do tego bez jedzenia i picia... - Dziewczynka została u mnie na jakiś czas, przygotowałam jej łóżko w pokoju gościnnym. Dostała imię Klementyna. Żyła zemną już dość długo, w domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy... Czy odkąd tajemnicza dziewczynka pojawiła się w moim życiu, wszystko się zmieni?! Czułam presje, nie wiedziałam co się dzieje. Z dnia na dzień robiło się coraz dziwniej,
- Wejdź do środka - Ciągle zastanawiałam się czy dobrze postąpiłam.
- Dziękuje, nie trzeba...
- Ależ nalegam, nie możesz zostać na podwórku w taką pogodę, do tego bez jedzenia i picia... - Dziewczynka została u mnie na jakiś czas, przygotowałam jej łóżko w pokoju gościnnym. Dostała imię Klementyna. Żyła zemną już dość długo, w domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy... Czy odkąd tajemnicza dziewczynka pojawiła się w moim życiu, wszystko się zmieni?! Czułam presje, nie wiedziałam co się dzieje. Z dnia na dzień robiło się coraz dziwniej,
piątek, 14 marca 2014
Przypadek...?
Pierwsze spotkanie
Wstałam dziś, jak z resztą zawsze... Na stole stała wczorajsza niedopita kawa. Szybko umyłam kubek przed pracą i chciałam już wyjść kiedy nagle słyszę w moim domu szczekanie psa...
-Co jest do cholery? - Powiedziałam rzucając torebkę na ziemie.
Znów to samo, tym razem głośniej. Weszłam już na schody, kiedy poczułam czyiś oddech na mojej szyi. Zamarłam. Bałam się odwrócić.. Ba! Bałam się ruszyć.. W końcu jednak zaczęłam odwracać się powoli, lecz pewnie. Nic za mną nie było... Prócz małego, dość starego pieska... Chciałam go wygonić z domu i szybko iść do pracy, mimo iż wiedziałam, że i tak się spóźnię... Jednak on stał nieruchomo niczym zabawka, z pustką w oczach. Całkowicie pozbawiony uczuć. Podeszłam bliżej, nic. Stoi. Zrobiłam jeszcze kilka pewnych kroków, aż znalazłam się zaledwie parę centymetrów od niego. Stał. W dokładnie takiej samej pozycji, z pustką w oczach. Byłam przerażona , a tym samym zaciekawiona. Po głowie krążyły miliony myśli, lecz żadna nie miała konkretnej odpowiedzi, co w moim domu robi nawiedzony pies... W końcu zdecydowałam się na ostateczny krok, który miał zadecydować niby o wszystkim, a jednak o niczym... Dziwne, prawda? Dotknęłam go, a przez moją głowę przeszły wszystkie moje dni streszczone tak genialnie, że wydawały się mieścić w jednej sekundzie. Te wszystkie lata! Nagle odezwał się za mną głos.
- Fajnie, prawda?
Stałam nieruchomo...
Przede mną nie uciekniesz... - Ponownie odezwał się głos nieznajomej.
T.. Tt..- Tak..? - Odezwałam się po chwili wahania..
Odwróć się... - Powiedziała delikatnym, a zarazem stanowczym tonem...
- Kim jesteś? - Zapytałam.
- Zgadnij... - Odpowiedziała rzucając na mnie jedynie przelotne spojrzenie.Stałam nieruchomo...
Przede mną nie uciekniesz... - Ponownie odezwał się głos nieznajomej.
T.. Tt..- Tak..? - Odezwałam się po chwili wahania..
Odwróć się... - Powiedziała delikatnym, a zarazem stanowczym tonem...
- Kim jesteś? - Zapytałam.
- A ten pies?!? - Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi...
- Moja droga ten pies... - Zaczęła, ale najwidoczniej w ostatnim momencie ugryzła się w język.
-Słucham! - Powiedziałam.
-To... Oznaka, że... Że, musisz uciekać! - Powiedziała tak szybko, że ledwo udało mi się cokolwiek usłyszeć.
-Uciekać? A przed czym? - Zapytałam bardzo przerażona, jak i ciekawa odpowiedzi.
-Przed największym monstrum! - Odpowiedziała, z drżeniem w głosie.
-Jakim? - Zaczęłam się robić coraz ciekawsza.
-Śmiercią! - Odpowiedziała bez wahania..
-Czyli... Ja umarłam? - Zapytałam przerażona.
-Nie... Oczywiście, że nie!
-To o co w tym wszystkim chodzi? - Czułam się okropnie! Nie miałam pojęcia co się dzieje!
Staruszka wydawała się być znudzona moimi pytaniami... W końcu odpowiedziała.
- Gdyby nie ja, nie żyłabyś już od około... Trzech godzin! - Odpowiedziała z dumą.
- Skąd wiedziałaś, że to się stanie? - Zapytałam ,zagubiona niczym dziecko w sklepie z zabawkami...
- Mam swoje sposoby... - Odpowiedziała wręcz rozbawiona.
Chciałam rzucić się jej w ramiona i podziękować! W końcu zawdzięczam jej to, że żyje!
- O czym tak myślisz? Nie podziękujesz mi? - Powiedziała rozczarowana.
- Dziękuje... - Powiedziałam z dziwną nieśmiałością w głosie. Wydawało się, że rozmowa ciągnęła się godzinami, a w rzeczywistości trwała zaledwie parę minut. Czułam się niezręcznie kiedy z nią rozmawiałam. Ale jednak w głębi duszy wyczuwałam dziwną więź, dokładnie taką samą jaka kiedyś była między mną a moją przed laty zmarłą matką... Mijały kolejne minuty, a ja nawet nie zauważyłam, że kobieta, jak i pies zniknęły... Kiedy tylko jednak to zobaczyłam wpadłam w niewyobrażalnie wielką panikę! Nie wiedziałam co robić! Czy mam jechać do pracy? Czy to bezpieczne? Czy w ogóle cokolwiek na świecie jest bezpieczne?!? Sekundy mijały, jedna za drugą, a ja byłam zbyt rozkojarzona by podjąć jakąś sensowną decyzję! W końcu jednak zdecydowałam. Nie świadoma co właśnie robię wsiadłam do auta.
O krok
Przez całą drogę tłumaczyłam sobie, że to tylko sen, ale fakty mówiły same za siebie... Wszystko wydarzyło się naprawdę. Droga wydawała się być całkowicie pusta, jednak z za zakrętu wyjechało ciemnoczerwone auto. Wydawało mi się znajome... Nawet bardzo. Nagle.. Zatrzymało się , tym samym uderzając w moje. Mój ,,film" się urwał. Z sekundy na sekundę widziałam coraz to dziwniejsze rzeczy... To wszystko działo się tak szybko... Te dźwięki... Te głosy... Wszystko wydawało się być dziwnie znajome... Nagle się obudziłam. Nie wiedziałam gdzie jestem... Co większa, nie wiedziałam co się ze mną dzieje! Wszystko wydawało się być takie okropnie niezrozumiałe... Przecież.. Ona nie mogła mieć racji! To nielogiczne... Wtem usłyszałam niewyraźną rozmowę.
- Ona przeżyje...?
- Teoretycznie powinna przeżyć... Ale...- W głosie można było usłyszeć przerażenie...
- O co chodzi..?
- Możliwe, że już nigdy nie stanie na nogi...
To co usłyszałam nie mogło być prawdą! Próbowałam się ruszyć, ale to wszystko na marne... Pewnie nikt nawet nie zauważył, że się obudziłam... Godziny mijały a ja wciąż leżałam w tej samej pozycji. Czułam się okropnie... W końcu jednak zdołałam poruszyć ręką, co zauważyła tajemnicza kobieta. Ta sama która ostrzegła mnie przed wypadkiem. Dlaczego ja jej wtedy nie uwierzyłam? Pojechałam tym samochodem tylko dlatego, by udowodnić, że mam rację chociaż wcale jej nie miałam... Żadne granice... Żadne zasady, pojechałam tam nie zważając na niebezpieczeństwo, i jego prawdopodobieństwo...
Ciąg dalszy nastąpi...
Subskrybuj:
Posty (Atom)